wtorek, 29 lipca 2014

Projekt "życie idealne"

Po nocy zawsze przychodzi dzień. I przyszedł.

Stawiłam czoła moim demonom i już śmielej patrzę w przyszłość.

Zbieram się do opracowania jakiegoś projektu, typu "projekt szczęście". Lubię wyznaczać sobie cele, mimo że często jestem dobra tylko na papierze.

Wpadam na jakiś świetny pomysł, że od teraz to codziennie będę spisywać, zdobywać, wyznaczać i przeć do przodu. Kupuję do tego z pietyzmem odpowiedni zeszyt (a czasem 3, bo przecież zeszyty zawsze się przydadzą).

Pierwsze trzy dni są pełne euforii i pracowite. Jestem pewna, że właśnie znalazłam klucz do szczęścia i już teraz wszystko będzie w porządku :).
Potem przychodzą takie dni, w których przestaję się wyrabiać na zakrętach, więc ucinam "zbędne" balasty. Niestety takim balastem najczęściej bywają właśnie moje postanowienia, cele, plany realizacji.

Zastanawiam się, dlaczego nie potrafię się "bez reszty" zaangażować w moją lepszą przyszłość?
A właściwie to pytanie brzmi "co powinnam zrobić, aby bardziej zaangażować się w realizowanie moich planów i marzeń"?

Czy te plany i marzenia są prawdziwe, czy wynikają tylko z "udręki" dnia powszedniego? Może moja głowa tworzy na papierze całkiem odmienną od prawdziwej rzeczywistość, nie zastanawiając się, czy to właśnie jest dla mnie najlepsze.

Powrót do marzeń bywa trudny, ale jest konieczny.
Życie bez marzeń jest dużo uboższe i tak naprawdę nie zmierza ku niczemu.
Powiadają, że ważniejsze są plany niż marzenia. Ale każde marzenie można zamienić w plan, a każdy plan może wynikać z marzenia.

Ciężko jest marzyć, gdy codzienność ciśnie i bywa trudno i bywa źle.
Wiem to po sobie.
Gdy przychodzą czarne chwile każde z moich marzeń wydaje mi się głupie, naiwne i nierzeczywiste.
Wtedy najwyraźniej widzę mój wiek i zastanawiam się, ile lat i siły mi jeszcze zostało, aby je spełnić.
Marne pytanie, więc i odpowiedzi dostaję marne.

Kiedy, tak jak teraz, wracają mi chęci do życia, jest we mnie wiara, że za rok spokojnie mogę być dużo dalej niż teraz, osiągnąć wszystkie dotychczasowe cele.
Ba, wydaje mi się, ze to czego nie zrealizowałam przez rok, jestem w stanie zrealizować w następnym miesiącu.

Coś mi jednak mówi, że tym razem już zostanę na tej fali.
Dużo decyzji podjętych, dużo zmian, które choć przerażają, bo nie wiem czy sobie poradzę, ale też motywują, bo mimo trudnych początków, będzie to dla mnie ogromna ulga, pozbyć się spraw, ludzi, którzy mają bardzo toksyczny wpływ na moje życie i stale ciągną mnie w dół.

Od 1 września zacznę więc odliczanie mojego rocznego programu, którego celem, 1.09.2015 ma być takie życie, jakie zawsze chciałam prowadzić.
Zmianie podlegać będą:
1. związek - wyplątać się z jednego, opróżnić głowę i przygotować ją oraz serce na zupełnie nowy, taki jak powinien być.
2. mieszkanie - ma mnie być stać na niezagrożone wynajmowanie fajnej chaty
3. zdrowie - muszę wprowadzić wszystkie zalecenia dotyczące diety, leków i stylu życia.
4. praca - chcę zarabiać tylko na tym, co kocham robić, uniezależnić się od klientów i pracy dla nich, w której nie widzę żadnej wartości, która jest wciskaniem ludziom tych czy innych produktów, niekoniecznie potrzebnych.
5. ludzie, przyjaciele - w moim otoczeniu pojawią się ludzie, z którymi rozmowa będzie dla mnie bardziej wartościowa niż przeczytanie książki.
6. córka - chcę zadbać o nią, o jej zdrowie, o jej talenty, o jej szczęście, będzie dużo wspólnego czasu i będą wyjazdy i będzie śmiech i gry i zabawy.
7. praca społeczna - znajdę czas, aby robić coś dla innych, najchętniej dla zwierząt.
8. finanse - mają się uspokoić, zawładnę nimi i będzie mnie stać na to, czego potrzebuję i chcę.

Może tych planów będzie 12, każdy na inny miesiąc w roku? a może wystarczy 7, bo nie mogę się skupiać przez cały miesiąc tylko na jednym.

A dlaczego od września? hmm, może jest to kolejne odkładactwo i zwlekactwo, ale chciałabym tym razem dobrze się przygotować. Zastanowić, jak wyznaczać sobie kroki, jak sprawdzać i jak szukać drogi do ideału.

A poza tym w tym czasie czeka mnie jeszcze ślub siostry. Będzie to mocno frustrujące spotkanie. Z nią, z moją zapatrzoną w nią matką.
Dostałam zaproszenie na zasadzie "przyjdź, bo co powiem dalszej - bogatej - rodzinie, gdy ciebie nie będzie". Nie mam złudzeń, mam być jedynie dowodem na to, że wszystko jest w porządku a one obie są dobrymi, szczodrymi i w ogóle anielskimi istotami.
Ale co mi tam. Wezmę udział w tym cyrku :).

Bo co?
Bo jestem ponad to:).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz