środa, 25 czerwca 2014

po co to...

Być może to moja kolejna notatka z cyklu "muszę, bo się uduszę".

Nie pamiętam, od ilu już lat ogromna chęć opisania, wyżalenia się, poskarżenia, oburzenia i pozbycia się tego wszystkiego pojawia się na przemian z potrzebą zapomnienia, wybaczenia. Podążania za modnym hasłem "patrz przyszłość, żyj dniem dzisiejszym, zapomnij o przeszłości".

Zapomnieć o przeszłości... Tylko jak to zrobić, gdy ona wraca w najmniej oczekiwanych momentach. Wystarczy jedna rozmowa z matką.... spojrzenie na moje własne życie, zrobienie listy tego, czego nie dałam mojej córce, tego, czego nie udało mi się w życiu zaznać, przeżyć.

Każdy dzień może przynieść zmianę. Może mnie nagle porwać fala entuzjazmu, zaczerpniętego gdzieś na zewnątrz, fala nadziei i radości z tego, co mam.
Ale bywa i tak, że nie mam ochoty się obudzić, nie mam siły na wykonanie codziennych, nudnych czynności, mam ich dość, a najbardziej dobijająca jest świadomość, że najprawdopodobniej już nigdy nic się nie zmieni.
Czasem żyję jeszcze marzeniem, że DOPIERO jestem po czterdziestce i jeszcze wiele przede mną. Widzę wtedy to moje wymarzone życie, widzę siebie roześmianą i szczęśliwą, otoczoną przyjaciółmi, miłością, cieszącą się z sukcesów i żyjącą pełną parą.

A potem przychodzi pytanie: ale kiedy? jak? jak i kiedy ma się to stać? w między czasie, gdy ja siedzę na dupie i nie mam siły i ochoty na nic.

Wiem, że powinnam się cieszyć, bo w sumie mam dach nad głową, nie chodzę głodna, a moja córka jest zdrowa. Wiem i cieszę się. Tylko dlaczego nie udaje mi się wyłączyć tego głosu, który nie cichnie w mojej głowie i wciąż mi przypomina, że mogłabym dużo więcej, że moje błędy, że inni ludzie, że gdzieś tam żyją normalnie, a ja zaczynam życie wciąż na nowo i ciągle popełniam błędy. Czasem nawet takie same.

Nie jestem jednak pesymistką. Wręcz przeciwnie. Mimo wszystko jest we mnie dużo optymizmu i nadziei. I wciąż brak zgody na byle jakość. Wciąż gonię za tym moim świętym Graalem. Mam ogromny apetyt na życie i wydaje mi się, że robię wszystko, aby wydostać się z pułapek, jakie na mnie czasem zastawia życie.

Nie przestaję śnić i marzyć, a jednocześnie bardzo się staram - choć jest to ogromnie trudne - dostrzegać piękno i wyjątkowość w moim obecnym życiu.

Mocno wierzę, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Wierzę, że warto wierzyć i marzyć. Że jak przestaniemy, wtedy właśnie wygra beznadzieja i pustka.

Nie przestanę się starać, nie przestanę się uczyć lepszego życia. Choćbym przez 29 dni nic nie robiła, a w ten jeden dzień w miesiącu przeżywała od rana do wieczora dobry dzień - i tak warto.

Szukam i znajduję tajemnicę szczęścia, nawet czasem przechodzę od teorii do praktyki. Zastanawiam się, w jakim celu dane były mi te wszystkie doświadczenia, których jak na jedno krótkie życie jest naprawdę dużo.

Powiadają, że rodząc się, sami wybieramy, jakie lekcje chcemy przerobić. Czy ja jeszcze przed urodzeniem musiałam być aż tak ambitna i złożyć tak "ogromne" zamówienie?